Dzikie zwierzęta przenikają do miejskich aglomeracji, a niektóre zadomowiły się w nich nie gorzej od naszych czworonożnych przyjaciół: psów i kotów. Szczury, łasice i kuny można spotkać nie tylko na ulicy, ale również w zakamarkach samochodowych instalacji, gdzie dokonują spustoszeń.
Co prawda problem w mniejszym stopniu dotyczy motocyklistów, ale z racji co raz silniejszej presji ekologów na branżę motocyklową, zapewne wkrótce stanie się także codziennością motocyklistów. Skąd w ogóle takie zainteresowanie gryzoni kablami i przewodami?
Problem bierze się m.in. z co raz szerszego stosowania izolacji okablowania wykonananej z tworzywa na bazie… soi. W Stanach Zjednoczonych głośna jest ostatnio sprawa pewnej właścicielki Toyoty Avalon. Kobieta pozwała japońską firmę domagając się odszkodowania za poważne uszkodzone okablowanie silnika.

Badanie wykazało, że przewody padły ofiarą gryzoni, a ponieważ auto jest objęte gwarancją, właścicielka pojazdu uważa, że serwis Toyoty powinien nieodpłatnie naprawić samochód. Dealer japońskiej marki nie chce podjąć się naprawy, ponieważ zgodnie z zapisami umowy gwarancyjnej, nie obejmuje ona usterek spowodowanych przez zwierzęta.
Kobieta nie zgadza się z taką interpretacją, ponieważ według niej producent ponosi pełną odpowiedzialność za użycie materiałów, które dla zwierząt są po prostu darmowym posiłkiem.
Sprawa jest w toku i wbrew pozorom wcale nie chodzi jedynie o jeden pojazd, bo jeśli Toyota przegra proces, japońska firma może spodziewać się lawiny podobnych pozwów, nie mówiąc już o konieczności zmiany technologii produkcji lub użycia felernych, ekologicznych materiałów izolacyjnych. Toyota będzie miała ciężki orzech do zgryzienia…