Od kiedy Rajd Paryż-Dakar stał się Rajdem Dakar, organizatorzy jednego z najtrudniejszych rajdów terenowych na świecie mają spore problemy z wytyczeniem trasy na kolejny sezon. Problem nie stanowi sam wybór trasy, ale niepokoje w regionach, gdzie zwyczajowo ścigają się uczestnicy rajdu.
Przypomnijmy, że z powodu zagrożenia terrorystycznego odwołano Dakar 2008, a kolejna edycja musiała opuścić Afrykę na rzecz Ameryki Południowej. Nowe kłopoty pojawiły się nieoczekiwanie ze strony chilijskiego rządu, który w trakcie finalizacji ustaleń dotyczących Dakaru 2017, nagle przerwał rozmowy.

Według władz Chile, Rajd Dakar to impreza, która jest niebezpieczna i szkodliwa dla rodzimego… ekosystemu. Cierpi środowisko naturalne, zaś karawany niszczą potencjalne stanowiska archeologiczne. Słowo „potencjalne” oznacza, że w rzeczywistości nie ma żadnych stanowisk, ale mogłyby być.
Czy Rajd Dakar rzeczywiście tak bardzo zagraża pustynnym i półpustynnym terenom Chile? To kwestia dyskusyjna, natomiast jeśli nie wiadomo o co chodzi, zapewne chodzi o pieniądze.
To nie pierwszy problem z władzami Chile, już w programie Rajdu Dakar 2016 zabrakło odcinków specjalnych prowadzonych przez ten kraj – wcześniej, przez siedem edycji imprezy, od 2009 do 2015 roku, kierowcy jechali bez problemów.

W zeszłym roku chilijskie ministerstwo sportu nie zdecydowało się wpłacić kwoty 4 mln dolarów na konto organizatora Rajdu Dakar, czyli Amaury Sport Organisation. W zamian urzędnicy przeznaczyli te pieniądze na pomoc finansową dla mieszkańców regionu Atakamy zniszczonego przez trzęsienie ziemi i ulewne deszcze. W tym roku urzędnicy postanowili w ogóle nie płacić za imprezę.
Prawdopodobnie chodzi więc o niemały koszt uczestnictwa w wielkim, światowym show, jakim jest Rajd Dakar. Jeśli strony się nie dogadają, impreza na pewno wiele straci. Jak dalej potoczy się sprawa?
Źródło: autoevolution